PRZELICZYŁAŚ SIĘ, MAŁA! czyli historia płytek
Ostatnio jakoś łatwo przychodzi mi podejmowanie decyzji zakupowych. Nie muszę dodawać, że to nietypowe jak na mnie (wystarczy, że poczytacie o dylemacie "ciepłej ramki" w postach archiwalnych ;) żeby "poczuć" mój charakter).
Mąż rzucił temat "Musimy ułożyć płytki w kotłowni. Trzeba coś wybrać". Odpaliłam stronę jednego z marketów budowlanych, posegregowałam gres według ceny (^_^) i moim oczom ukazał się... LAS :D... Żartowałam... Ukazał się szary gres Porti od Cersanitu za niecałe 26pln/m2. Ładny. Wykopałam jakieś zdjęcia na "Moja Budowa" z układania tychże płytek i powiedziałam sobie (i mężowi), że jutro je kupię. Luby spojrzał na mnie podejrzliwie i zapytał: "Poradzisz sobie?". -"Dlaczego miałabym sobie nie poradzić? To tylko kilka paczek. Do kotłowni i pralni pod schodami" - odpowiedziałam. Pokiwał głową i pojechał w delegację.
Ja zakasałam rękawy, policzyłam ile płytek potrzeba do wymienionych pomieszczeń, odpaliłam kombiaka i pojechałam. Poprosiłam na magazynie o pokazanie próbki, zatwierdziłam jej wygląd i kazałam zapakować 14 paczek. Jakie było moje zdziwienie kiedy Pan z magazynu pchał wózek z w miarę dużą trudnością. W końcu to 14x20,7 kg. Lekko przestraszona odebrałam zamówienie i pobladła próbowałam wyjechać ze sklepu. Nie było tak źle... jak już ruszysz taką masę (290 kg) na kółkach to dalej jedzie własnym pędęm sama :D. Problem pojawił się na parkingu, przed przejściem dla pieszych. Był tam spadek i betonowe płyty z wypustkami dla niewidomych. Od razu wyobraziłam sobie jak wieża z moich płytek przewraca się i z hukiem zamienia w urokliwą marokańską mozaikę :D Tutaj musiałam się poddać i poprosić przechodniów o pomoc. Kryzys pojawił się przy wkładaniu paczek do bagażnika. Po szóstym pakunku zadałam sobie pytanie, czemu się do tego zgłosiłam? Przecież mąż mógł je kupić w weekend. Pojawiła się w mojej głowie uporczywa myśl przytłumiana bólem pleców i ramion - "PRZELICZYŁAŚ SIĘ, MAŁA"
Asekuracyjnie sprawdziłam w dowodzie ładowność mojego staruszka Forda, czy oby nie będzie mu za cięzko i jak tylko upewniłam się, że nie przekroczę jego możliwości powoli ruszyłam do domu.
Tak wygląda mój pierwszy "WŁASNORĘCZNY" zakup do domu.